niedziela, 21 kwietnia 2013

9. Bo zmiany nie zawsze są dobre.

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że chęć zmiany na lepsze może przynieść więcej kłopotów niż korzyści, nigdy bym nie uwierzyła. Nie uwierzyłabym gdybym nie doświadczyła tego na własnej skórze. Byłam tak dumna ze swojego nowego wyglądu, tak bardzo zaskoczona odwagą, która drzemała we mnie przez długie lata. Do czasu. Do czasu, w którym wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Tak, jakby znienawidził mnie cały świat.
Tak,jakby moi przyjaciele nie byli tymi samymi ludźmi.
Sascha, który ignorował moje sprzeciwy , protesty i dotykał jak chciał i gdzie chciał. Czasem doprowadzał mnie tym do łez, czasem krzyczałam na niego ile sił w płucach, żeby zrozumiał , że sobie tego nie życzę i że krzywdzi mnie w ten sposób. Ale on tylko się śmiał pod nosem i obracał wszystko w żart. Mnie nie było do śmiechu. Były chwile, kiedy zbierało mi się na wymioty. Na samo wspomnienie jego zachowania i na sam jego widok wszystko podchodziło mi do gardła czego nie ukrywałam. Mój Cello. Mój?, chyba jednak nie. Szukałam u niego pomocy,opowiadałam ze szczegółami wymuszone na mnie sytuacje,płakałam z bezradności. A on znajdował wytłumaczenie dla każdego gestu kolegi. Gdybał ile tylko się dało, żeby usprawiedliwić kumpla. Starał się mnie przekonać, że blondyn na pewno nie ma nic złego na myśli, że to tylko żarty, że może to wszystko tylko mi się wydaje, że na pewno się mylę...a na końcu usłyszałam, że jestem przewrażliwiona.Nie byłam w stanie wykrztusić choćby jednego słowa, choćby monosylaby...oczy paliły żywym ogniem ,popłynęły pierwsze łzy...
Leal wyjechała na miesiąc z mamą, na szczęście dwa tygodnie już minęły,najgorsze tygodnie w moim życiu. Tony niewiele bywał w Cortinie , prawie całe dni spędzał w urzędach i bankach załatwiając formalności przed otwarciem nowej eiscafe.Wujek od rana do wieczora w pracy, a kiedy wracał, padał ze zmęczenia. Zostałam sama, ze strachem, z żalem do chłopaków, z obrzydzeniem do samej siebie, z wyrzutami sumienia i poczuciem winy. Nie miałam już siły. Ani psychicznie ani fizycznie nie byłam już w stanie funkcjonować. Zadzwoniłam do szefa z prośbą o urlop, nie ma problemu, ile tylko chcesz, powiedział. zostawiłam dla wujka karteczkę:
             

                                      Potrzebuję spokoju wujku. Dbaj o siebie
                                      nie mów nic dziewczynom, nie chcę żeby 
                                      się martwiły. Ty też się nie martw.
                                      SAMOTNIA najkochańszy wujku na świecie,
                                      zadzwonię jak będę na miejscu.        
                                                                                    Ana
Wcześnie rano wsiadłam do autokaru, który zawiózł mnie do Szwajcarii. 


Pierwsze co zrobiłam kiedy weszłam do naszego domku w Linthal był telefon do wujka. 
- Tak,słucham- usłyszałam w słuchawce.
- Cześć wujku, już jestem na miejscu.
- To dobrze córciu, to bardzo dobrze. Powiedz mi, jest aż tak źle?
- Bywało gorzej wujku, nie martw się. Muszę tylko pozbierać w spokoju myśli, nabarć dystansu do sytuacji, przemyśleć kilka ważnych spraw. Wrócę przed dziewczynami i wtedy wyjaśnię wam wszystko.
- Dobrze skarbie. Dzwoń do mnie, żebym wiedział, że wszystko z tobą dobrze. 
- Obiecuję wujku, będę się meldować co wieczór. Przygotowałam ci trochę jedzenia, słoiki są w lodówce a mięsa do odgrzania w zamrażarce. Miłego dnia wujku do jutra.
- Kochana jesteś, dziękuję, miłego dnia malutka i uważaj na siebie.
Poczłapałam do pokoju na piętrze zostawiając bagaż przy drzwiach wejściowych. Byłam tak zmęczona, że  myślałam tylko o położeniu się spać. Prysznic zajął mi dosłownie kilka minut. Miałam wrażenie, że zasnęłam zanim przyłożyłam głowę do poduszki. Nie wiem ile spałam bo nie spojrzałam na zegarek kiedy się kładłam. Tak czy inaczej było ciemno gdy się obudziłam. Byłam wypoczęta ,więc wygrzebałam się z pościeli i zeszłam na dół do kuchni. Z ciekawości spojrzałam na zegarek ścienny,  3:47. Dziwna pora na pobudkę jak dla mnie, ale jaka pora nie jest dobra na rozmyślania? Zemdliło mnie na wspomnienie ostatnich dni w cortinie, wzdrygnęłam się z niesmakiem i już wiedziałam ,że nie jestem jeszcze na to gotowa. Zaparzyłam sobie herbaty, żeby uspokoić żołądek i usiadłam na szerokim kuchennym parapecie. Uśmiechnęłam się do siebie, padał śnieg. Grube płatki gęsto spadały z nieba tworząc biało srebrzystą pierzynę. Mogę tak trwać godzinami , obserwując sypiący się  biały puszek. Obfita warstwa zalegającego śniegu skutecznie rozjaśniała okolicę , dzięki czemu góry otaczające domek i pobliski hotel były wyraźnie widoczne. Lubiłam to miejsce, ale tylko zimą. Latem było tu dla mnie za głośno, za tłoczno i zbyt wrząco od turystów. Ale teraz..... tak, to był mój czas, moja cisza i mój spokój . Jak widać nie tylko ja lubiłam to miejsce w tym czasie. W największym , najładniej urządzonym, najlepiej wyposażonym i najdroższym pokoju w hotelu ktoś zapalił światło.Zdziwiłam się bo Andre (właściciel hotelu i najlepszy przyjaciel wujka)od lat nie miał gości zimą. Bo co to za atrakcja siedzieć w hotelu otoczonym trzema potężnymi górami z domkiem pod bokiem i metrową warstwą śniegu jak okiem sięgnął? No właśnie! dla fanów sportów zimowych żadna, tymbardziej, że moja samotnia była praktycznie odcięta od świata w tym czasie , i żeby się tam dostać a później wydostać potrzeba było odpowiedniego środka lokomocji. I tak dumając nad zimowymi gościmy, obserwowałam ich krzątających się po obszernym pokoju. Ciekawa byłam czy się pakują czy rozpakowują bo krzątaninie nie było końca. Rozbawiły mnie te osoby wpadając na siebie kilka razy, ktoś się potknął, ktoś czymś rzucił, coś spadło z komody...
Wesołe obserwacje skończyły się kiedy zrobiło się widno a mój żołądek dał o sobie znać burcząc na tyle głośno by nie dało się go zignorować. Sprawdziłam godzinę i zachichotałam ponieważ przez cztery godziny podglądałam wesołe postaci Nastrój poprawił mi się na tyle, że zapomniałam po co tu przyjechałam i na tyle , że chichotałam pod prysznicem i kiedy ubierałam spodnie dresowe , t-shirt i bluzę z kapturem a nawet w drodze do hotelu . Tych kilka kroków pokonałam dość szybkim krokiem, ślinka napływała mi do ust na samą myśl o ulubionych potrawach. Weszłam do dość dużego budynku i skierowałam się prosto do kuchni. Przywitaliśmy się z Andre serdecznym uściskiem i od razu dowiedziałam się , że rzeczywiście przyjaciel rodziny ma gości i że potrzebuje pomocy w zadbaniu o ich komfortowy pobyt tutaj.  Tłumaczył, że to ważni dla niego goście i że zależy mu na tym, by byli zadowoleni . I na tym by ich pokój był nienagannie czysty i świeży. Zgodziłam się od razu, lubiłam tą pracę . Dwa lata wcześniej pomagałyśmy z Leal przez całe lato. Poznałyśmy ciekawych ludzi i fajnie spędziłyśmy czas. W drodze do jadalnego, gdzie miałam poznać wesołe postaci zastanawiałam się czy i tym razem będzie tak fajnie.  Weszliśmy z właścicielem do pomieszczenia i kolana się pode mną ugięły . Właśnie , uśmiechało się do mnie "Moje Serce"....





*****************************************************************
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. W końcu światy moich bohaterów zaczynają się łączyć. Miłego dnia i czytania życzę wszystkim ,którzy tu zaglądają.Pozdrawiam .       

piątek, 19 kwietnia 2013



8.Postanowienia i życzenia Noworoczne.

  • Napisane 1 stycznia 2013 o 19:39
-  … i postanawiam zacząć żyć dniem bieżącym, cieszyć się tym co mam . Po czym uśmiechnął się do swoich myśli i siebie samego w szklanym odbiciu szyby. Pociągnął spory łyk mocnego drinka i wrócił przed telewizor, gdzie razem z bratem spędzali ostatni dzień starego roku.
- I co tam ciekawego wypatrzyłeś? – zapytał zaciekawiony jego towarzysz .
- Właściwie nic, ale przemyślałem kilka spraw.
- Jakich? – brat był bardzo zaciekawiony.
- Różnych – odpowiedział zagadkowo – ale przede wszystkim , postanowiłem przeszłość zostawić daleko za sobą i po prostu  do niej nie wracać.
Bardzo zaskoczony bliźniak potarł dłonią lekko zarośniętą brodę.
- To…, nie będzie łatwe – powiedział z powagą – kilka  spraw łączy nas z przeszłością i wielu z nich nie będziemy w stanie uniknąć.
- Wiem. Ale już najwyższy czas zacząć patrzeć przed siebie a nie oglądać do tyłu. Jedyne co ze sobą zabiorę, to to, czego przeszłość mnie nauczyła.  Te wszystkie lekcje wezmę ze sobą w przyszłość, bo właśnie tam zamierzam spędzić resztę życia.
Bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechy. Już wiedzieli, że postanowienia jednego , dotyczą ich dwóch. bo w końcu…nie da się podzielić jedności na dwoje…
Obydwaj doszli do wniosku, że to dobra decyzja. Jeden z nich widział nadchodzącą  zmianę bardzo pozytywnie. Drugi zaś, z pewną obawą : ” bo czy , naprawdę jest możliwe zostawić wszystko z tyłu?”- tego nie wiedział. Widział jedynie radość brata z podjętej decyzji i na ten widok w jego głowie zakwitła myśl: Moje Postanowienie Noworoczne ; bez względu na to co przyniesie jutro , będę przy tobie wraz z całą moją siłą i wiarą. Wiarą w to, że szczęście wreszcie cię znajdzie…



Cudowna paleta barw fajerwerków pieściła jej oczy , a myśli krążyły wokół tylko jednej osoby…
- I życzę ci szczęścia całego świata, dziecięcej radości na co dzień ale przede wszystkim tego, żeby twoje szczęście wreszcie cię znalazło.
- Wszystkiego dobrego siora, samego szczęścia i zdrowia – Leal rzuciła się na mnie z życzeniami noworocznymi.
- A tobie, żeby twoja walka o lepszą siebie,  z dnia na dzień była tylko łatwiejsza.
Wyściskałyśmy się za wszystkie czasy, kilka łez wzruszenia zostało uronionych , ale u nas to nic nowego, można by powiedzieć, że to nasza normalność. Leal przytuliła się do moich pleców i stałyśmy tak w ciepłym uścisku siostrzanej miłości, obserwując tęczę  kolorów za oknem.
- Myślisz o swoim sercu? – przerwała ciszę moja siora.
-Myślę kochanie, każdego dnia – odpowiedziałam.
- Gdybyś mogła złożyć mu teraz życzenia, to jakie by były?
Uśmiechnęłam się na samą myśl o nim, oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha i cierpliwie wysłuchuje życzeń.
- Poza zdrowiem, życzyłabym mu spokoju Leal, po prostu spokoju. Jak również tego, żeby ich fani kochali ich tak jak ich kochają,  i jeszcze liczniej przybywali na ich koncerty, ale pozwalali im przy tym swobodnie poruszać się ulicami miast.
- Nigdy nawet o tym nie pomyślałam – wyznała – ja stawiałam na szalone imprezy, zajefajne towarzystwo…, bo przecież kasę mają, świat zjeździli wszerz i wzdłuż , czego jeszcze można by było im życzyć?
- Poza zdrowiem? – zapytałam retorycznie- na przykład tego, żeby znaleźli na świecie miejsce, w którym nikt nie wiedziałby kim są i czym się zajmują.
- No tak,ty zawsze masz świetne pomysły- pożaliła się Leal.
- Po prostu myślimy w zupełnie inny sposób – pocieszyłam siostrę – wiesz?życie nauczyło mnie czegoś bardzo ważnego. Czegoś, dzięki czemu widzę świat całkiem inaczej niż ty czy nasi znajomi.
- Co to takiego ? – zadała dziecięco proste pytanie.
- Odwracanie sytuacji kochanie.  To znaczy , że wyobrażam sobie siebie na miejscu jakiejś osoby , w tym przypadku , któregoś  członka Tokio Hotel. I już  wiem, że nie chciałabym tych wielkich pieniędzy, podróży po całym świecie , ciuchów,nowinek technicznych czy aut.
- Dlaczego?  czy to źle mieć te wszystkie rzeczy ?
- Nie , to nie jest źle. To dotyczy tylko osób sławnych. Kiedy chcesz iść na lody, wychodzisz z domu , kupujesz lody , siadasz na ławce i rozkoszujesz się ich smakiem. Sławni ludzie nie mają takiej możliwości, bo po chwili zewsząd otaczają ich ludzie , którzy ich kochają, lub co gorsza ,ci , którzy ich nienawidzą. Chociaż, tych kochających uważam za bardziej niebezpiecznych i nieobliczalnych.
- To smutne, że nie mogą żyć tak jak my – stwierdziła moja siostra.
- Tak, to bardzo smutne – potwierdziłam – oddałabym cały świat diabłu, żeby ich przed tym uchronić, ale niestety nie mam takiej mocy.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie smutno i westchnęłyśmy ciężko. Znów zapadła cisza między nami, nie potrwała jednak długo.
- Wiesz? – zaczęła niepewnie Leal- myślę, że twoje serce byłby z tobą szczęśliwy.
- To nie możliwe kochanie, ja nie mogę go spotkać. To nie ma prawa się wydarzyć , dla jego dobra…




*********************************************************************************************************
Z okazji Nowego roku…., mam nadzieję , że się Wam spodoba i wyrazicie to kilkoma słowami. A jeżeli się nie spodoba , to również wyraźcie kilkoma słowami. Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego co dobre życzę Wam w Nowym 2013 Roku.

7.Cortina cz.2

  • Napisane 4 czerwca 2012 o 21:01
-Weźmy się za robotę zanim wróci Tony (nasz szef) i porozstawia nas po kątach-powiedziałam.
-Ty to potrafisz sprowadzić człowieka na ziemię -pożaliła się Leal i zaczęła oplatać fartuchem. Chłopacy wrócili do polerowania szkieł, a my zaczęłyśmy sprawdzać jakich lodów i deserów brakuje. Stali bywalcy wrócili do tematu aut i takim właśnie sposobem dzień wyglądał prawie jak zawsze…
No właśnie,prawie robi wielką różnicę.  Po pierwsze : Tony mnie nie poznał. Po drugie : Sascha robił wszystko ,żeby być jak najbliżej mnie i móc zaglądać mi w biust. I niby to przypadkiem, przechodząc obok otarł się o mnie delikatnie lub żeby zapobiec upadkowi chwytał się moich bioder czy oplatał w talii  jak tonący brzytwy…  Masochista jeden, sam się nakręcał chociaż dobrze wiedział,że nic nie wskóra. Nie moja wina,że na mnie nie działa,nic na to nie poradzę. Najdziwniejszy moment dnia,to ten,w którym Tony wrócił z urzędu…kiedy już zarejestrował,że ja,to ja,wstąpił w niego diabeł. W jednej sekundzie wypuścił mnie z objęć,wbił przerażające spojrzenie w Saschę i zagrzmiał:
-Bądź grzeczny albo założę ci kaganiec!-rozniosło się echem po lokalu.
-Yyyyy- Sascha był zdezorientowany-kaganiec na co?
-Na wszystko!-odparował Tony.
-A…ha-Sascha nic nie rozumiał,jak my wszyscy z resztą.Leal „ocknęła” się pierwsza i próbowała dowiedzieć o co chodzi.
-Na wszystko czyli na co?
-Jak to na co!!!-ryczał gniewnie Tony- na oczy ,na usta, i na interes!!!Tony wskazał krocze Saschy . Popatrzyliśmy wszyscy po sobie i ryknęliśmy śmiechem.
-No wiesz,z kagańcem na interes będzie raczej ciężko-wydusił przez śmiech Sascha.
-Przestanie być ciężko jak cię wykastruję- zagroził nasz szef ,ciskając błyskawice z oczu. Sascha zbladł w ułamku sekundy, niepewny , czy to na poważnie czy nie.  Jedno było jasne jak słońce,  groźba, jakkolwiek , była nieodwracalna.
-zrobisz coś wbrew Anie , a będzie cię bolało!
Szef znów pogroził palcem bez cienia uśmiechu. Zrobiło mi się głupio, poczułam się cholernie winna całej tej sytuacji. Sascha wybałuszył oczy i rozdziawił usta ze zdziwienia.
-Szef myśli…, że ja…, mógłbym …- złapał się za głowę- przecież ja bym jej w życiu krzywdy nie zrobił!!!! Szefie!, nie jestem jakimś….-szukał odpowiedniego określenia.
-To dobrze! dla niej i dla ciebie.
-Sascha taki nie jest- wtrąciła Leal słabym głosikiem.
-Jasne, że nie jestem!, boję się nawet pomyśleć co Marcello by mi zrobił,gdybym choć o milimetr przekroczył granicę…
-Uuuuu, cienko cię widzę – Cello wykrzywił twarz w strasznym grymasie i pomasował kark spoglądając śmiertelnie poważnie.
-No..!widzi szef?!To jej wina!- krzyknął Sascha i wyciągnął oskarżycielski paluch przeciw mnie.Z zaskoczenia zachłysnęłam się powietrzem.
-że co proszę???! a co ja takiego robię ????- nie wierzyłam własnym uszom!
-Co robisz?!- teraz Sascha się zdziwił- wszystko!!!
-co??!- krzyknęłam- chyba ci rozum w chłodni zmroziło, o czym ty bredzisz???!!!
-Bredzę?, ja bredzę?!!, zapytaj ich – wskazał stałych bywalców- każdego po kolei zapytaj!, wszyscy powiedzą ci to samo!!!
Wszyscy patrzyli na mnie z głupkowatymi uśmieszkami na twarzach, moja twarz przybrała barwę  purpury, ale nie obchodziło mnie to w tej chwili. Byłam w szoku ,zaczęła się wojna , a ja nie wiedziałam o co!
-No powiedzcie jej!- nakazał Sascha,patrząc na zebranych surowym wzrokiem.
-Ja jej nic mówić nie bądę bo i tak mi nie uwierzy- wzruszyła ramionami Leal.
-No powiedz jej- popędzał Sascha- chyba ślepy nie jesteś?!
- Nie jestem- potwierdził mój Cello i powoli podszedł do mnie.
-Piccolo- zaczął nie pewnie- wiesz? jesteś bardzo kobieca,po prostu,
teraz-wskazał mnie obiema rękami,jak towar na półce- jeszcze bardziej niż wcześniej- wzruszył na koniec ramionami.
-Bardzo atrakcyjna i śliczna- dodał Tony.
-Masz w sobie to coś-dokończyła Leal, wbrew temu co mówiła wcześniej.
-Ciągnie mnie do niej jak cholera, jakby jakiś magnes w sobie miała czy coś-żalił się Sascha- i nawet jakbym nie chciał żeby tak było , to i tak nie mogę nic zrobić bo ona tak ma!!!
Nabrałam powietrza żeby coś powiedzieć ale wypuściłam je ze świstem – co tu się do cholery wyprawia???-myślałam z oczami wielkimi jak spodki od filiżanek.
-To jest nieświadome- w jednej chwili odwróciliśmy się wszyscy w stronę Salvy .
-Ana nie jest tego wszystkiego świadoma-po naszych przygłupawych minach widział,że nie rozumiemy.
Rozzłoszczona i wystraszona pomyślałam- świetnie! mam coś o czego istnieniu nie wiem, nie wiem nawet czym to coś jest i jakby mało tego wszystkiego było: wszyscy wiedzą , że ja to mam tylko nie ja!Wprost cudownie!i jak tu psia jego mać być pewną siebie!!! Chce mi się płakać…
-To naturalne,taka się urodziła- powiedział Salva.
-Co?- szepnęłam ,pociągając do tego nosem.
Salva uśmiechnął się w sposób , którego nie potrafiłam rozszyfrować. Podszedł do mnie,otulił dłońmi moje policzki i powiedział.
-twoja uroda, atrakcyjność, sposób, w jaki się poruszasz, to jak mówisz…
-Są normalne- wyszeptałam szybko.
-Oczywiście- zapewnił łagodnym głosem- jak najbardziej naturalne. Nie ma się czego bać- uspokajał- no już, odetchnij głęboko, uśmiechnij się. Nie denerwuj się, na prawdę nie ma czym, wszystko jest w porządku. Nabrałam dużo powietrza w płuca ,by po chwili je wypuścić razem z niepokojem, który mnie ogarnął.
-Najbardziej ci do twarzy z uśmiechem- powiedział, a ten , choć bardzo delikatny wypłynął na moje usta.
-Leonardo da Vinci- odpowiedziałam o wiele spokojniejsza. Salva odsunął się ode  mnie nieznacznie,pstryknął palcami z udawanym niezadowoleniem i powiedział.
-A już myślałem , że cię przyłapię.
-Próbuj dalej, a na pewno kiedyś ci się  uda- zapewniłam ,z pełnym już teraz uśmiechem.
Atmosfera rozluźniła się trochę, moi bliscy wymienili spojrzenia, czy porozumiewawcze?, nie wiem i wolę nie wiedzieć, wystarczy mi rewelacji na dzisiaj. Usłyszałam jak Cello powiedział ostro do Saschy :
-Powinieneś dostać w zęby ,za wyskok z tą nowością.
-Gdybym wiedział, że tak zareaguje , trzymałbym język za zębami, przysięgam.
-Na następny raz zapytaj, nie potrzeba jej jeszcze więcej stresu. Pamiętaj o tym – zakończył mój Cello i wrócił do swoich zajęć.
Właściwie wszyscy wróciliśmy ,żeby doprowadzić Cortinę do porządku przed zamknięciem. Byłam zmęczona ,fizycznie i psychicznie, nie miałam ani siły ani ochoty na analizowanie wypowiedzianych tego wieczora słów. Chciałam po prostu wykonać swoją pracę i wrócić do domu, do mojego pokoju gdzie czekał mnie tylko spokój i sen…
******************************************************
Jaki jest najlepszy prezent na urodziny?- Dodać notkę na własnym blogu. Krótka,  ale jest,  prawdopodobnie z błędami,  ale jest. I nie ważne , że mam jeszcze problemy z koncentracją, bo dodałam . Bardzo proszę o pozostawienie po sobie śladu, i nie mam na myśli komentarza, bo z doświadczenia wiem, że to czasem kłopotliwe. Gwiazdka byłaby najlepszym dowodem na czyjąś obecność, blog o gwiazdach , gwiazdy zamiast komentarza. Dziękuję i pozdrawiam.


6.Cortina

  • Napisane 2 kwietnia 2012 o 22:33
Przepraszam Wszystkich za długą nieaktywność,nie mnie pierwszą i nie ostatnią dopadła masa obowiązków pochłaniając cenny czas.
Z całego serca pragnę podziękować Wam kochane za komentarze;
Mia, skarbeńku ty mój. Ty wiesz ,że jesteś kochana i cudna i w ogóle naj,naj,naj…. Jako pierwsza zostawiłaś mi komentarz,który czytałam i czytałam i  nie mogłam wprost  uwierzyć,że  podoba Ci się moje opowiadanie. Przez tych kilka odcinków mojego opowiadania myślałam-mam jedną czytelniczkę,wspaniale bo mam dla kogo pisać-i pisałam,właśnie dla Ciebie….uwielbiam Cię ,ale Ty przecież o tym wiesz,prawda?
Kami, ogromnie się cieszę,że Ci się podoba.Mam nadzieję,że Cię nie zawiodę.
Lena, słowa nie są w stanie oddać mojej wdzięczności. Bardzo, bardzo ale to bardzo mocno dziękuję Ci za „krytykę”. Nie zdawałam sobie sprawy z  ogromu błędów,które popełniłam do tej pory. Uświadomiłaś mnie i właśnie za to jestem Ci tak wdzięczna. Twój komentarz sprawił,że staram się o wiele bardziej i nie ma mowy o jakimkolwiek urażeniu mnie. Jeszcze raz wielkie dzięki.
MarTHa, dziękuję za dobre słowa,bardzo cieszy mnie to,że Ci się podoba. Staram się jak mogę przypomnieć sobie  zasady pisowni J.Polskiego jak i ortografię ale na to potrzeba czasu.
Mam nadzieję,że dzisiejszy odcinek będzie lepszy. Jeżeli jednak nie,liczę ,że zwrócicie mi uwagę. Tymczasem…
                           
                                           zapraszam….
******************************************************
Jechałyśmy autem Leal. Czarnym BMW,które moja kochana siostrzyczka wręcz uwielbia.
-Denerwujesz się -stwierdziła.
-Trochę -przyznałam wprost.
-Nie masz czym! -zapewniła mnie- uwierz mi,wyglądasz odjazdowo,ten strój zajebiście odzwierciedla twoje wnętrze…
-Cieszę się,że tak uważasz ale wyrażaj się,dobrze?
-Wymsknęło mi się…
-Oczywiście,jak kilka razy wcześniej w ciągu ostatnich dni-upomniałam ją.
-Nie złość się, każdemu może się zdarzyć -próbowała się usprawiedliwić.
-Owszem,ale tobie zdarza się co raz częściej.
-Nie możesz mi po prostu przypominać? -spytała.
- I jak to sobie wyobrażasz? Mam zwracać dorosłej,samodzielnej kobiecie uwagę ,jak małemu dziecku,że słowa,których używa według mnie uwłaczają kobiecej godności…? Na ulicy,w towarzystwie…tak? Mam ci mówić: Leal skarbie nie powtarzamy wulgarnych słów?
-Ok  -uniosła dłonie w obronnym geście -masz rację. Będę się bardziej kontrolować -postanowiła.
-Bardzo mnie to cieszy. Dasz radę,zobaczysz. Będziesz się czuła bardziej wartościowa,bo,czy to ci się podoba czy nie,wygląd to nie wszystko. Im bardziej kobieta szanuje samą siebie,tym bardziej szanują ją ludzie z otoczenia.
-Na prawdę tak uważasz? -zapytała.
-Tak właśnie uważam kochana -potwierdziłam.
Zaparkowałyśmy właśnie na wielkim parkingu nad rzeką Main,z którego zazwyczaj korzystamy. Odetchnęłam głęboko zimnym powietrzem i doszłam do wniosku,że dobrze się czuję w takich ciuchach,że bardzo mi się podobają i nie będę się przejmować ludźmi, których tak czy inaczej nawet nie znam. Mam przyjaciół i mogę liczyć na ich szczerość,nawet gdyby była dla mnie przykrą prawdą.
Przeszłyśmy już przez ulicę a każdy  krok zbliżał nas do Cortiny(tak nazywa się eiskafe,w której pracujemy)miałam tremę co moja przyjaciółka wyczuła od razu. Zatrzymała mnie łapiąc za ramiona i powiedziała.
-Wszystko jest ok,nie denerwuj się tak bo nie masz czym,rozumiesz?
Spojrzałam jej prosto w oczy,ze świstem wypuściłam powietrze z płuc i twierdząco pokiwałam głową.
-Kilka głębokich oddechów -poleciła. Posłusznie wykonałam zadanie i odpędziłam od siebie złe myśli.
-No to wchodzimy -zakomenderowała Leal i ni stąd ni zowąd poczułam zapach słodkich deserów i świeżo parzonej kawy(fuuuuuj, nie znoszę kawy ani jej zapachu…,biedna ja.)
-Cześć chłopaki -odezwałam się,żeby zwrócić uwagę naszych przyjaciół. Odwrócili się tak jak tego oczekiwałam -i co myślicie? – zapytałam okręcając się wokół własnej osi. Szczerze?”prezentację” chciałam mieć jak najszybciej za sobą.
-Piccolo…-pierwszy odezwał się Czello(właściwie Marcello,tylko ja  zwracam się do niego tym czułym zdrobnieniem)uniósł wysoko brwi,szeroko otworzył oczy i mrugał nimi jakby miał paprochy pod powiekami. Zrobiło mi się gorąco,czułam jak policzki pieką mnie żywym ogniem. Czello wyszedł zza lady,uśmiechnął się od ucha do ucha i mocno mnie przytulił.
-Mie piccolo…(moje maleństwo)  -powiedział z wielką czułością.
Odetchnęłam z ulgą,wiedziałam już,że wszystko jest w porządku.
Cały Czello,pomyślałam,z wyglądu…jak to Włoch,kruczo-czarne włosy,brwi,rzęsy, w dodatku długie do nieba.Oczy ciemno brązowe,że ledwo źrenice widać no i oczywiście karnacja,że tylko pozazdrościć. Wyższy ode mnie o głowę,szczupły ale nie chuderlak,szerokie barki ale nie mięśniak. Zabójczo przystojny,szalenie miły i sympatyczny,szczery,lojalny. Po prostu… idealny przyjaciel.
-Piccolo…-powtórzył wzruszony-doczekałem się…,wyglądasz wspaniale…
-Ach Czello…,byłbyś najcudowniejszym chłopakiem na świecie…-wyszeptałam wprost do jego ucha,uwieszona na jego szyi.
-A jestem?
-najcudowniejszym przyjacielem…-zachichotałam.
-HALLO!!!-odkleiliśmy się od siebie jak na komendę-zazdrośnica Leal dała o sobie znać-pomyślałam.
-Ja też tu jestem!-stała w lekkim rozkroku,dłonie opierając na biodrach po czym było widać jej bojowy nastrój.Marcello doskoczył do niej w dwóch susach,żeby ja uściskać i udobruchać.
-Angelo dispiace…(wybacz aniele)-i przytulił ją mocno.
Aniele -tak właśnie ją nazywa. Przez jej jasne blond włosy i duże zielone oczy. Nie to co ja-maleństwo-w sumie nic dziwnego jak się ma 157 cm wzrostu(wrrrr,dzisięciu cm mi pożałowano,witajcie kompleksy…).
-To twoje dzieło,prawda? -zapytał obejmując ją w pasie przy okazji lustrując mnie uważnie.
-Fakt, ciuchy wybrałam ja -przyznała „skromnie” -ale zestawienie i cała reszta to jej dzieło -łypnęła na mnie już trochę mniej rozeźlona.
-Na prawdę?  -mój Czello był zaskoczony.
Znów spłonęłam rumieńcem,dopiero teraz zauważyłam,że klienci nam się przyglądają. Na szczęście byli to stali bywalcy Cortiny i dobrze rozumieli to całe zamieszanie. Uśmiechali się pogodnie,pełni aprobaty dla mojej metamorfozy.
-…maleńka,już wcześniej chciałem cię wziąć na warsztat,a teraz…chyba wezmę cię siłą…                                                    „Ktoś”trzymał mnie z tyłu za biodra i mruczał uwodzicielsko do ucha. Sascha przystojniaczek,”pies na dziewczyny”,niewiele wyższy ode mnie blondynek. Krótko ostrzyżony,dobrze zbudowany,pęknie wyrzeźbione mięśnie,śliczna buźka,krótko pisząc…jak grecki bóg. Cholernie świadomy tego jak działa na płeć przeciwną i bez skrupułów korzystający z tej…  hmmm ,mocy?Powoli odwróciłam się do „kochasia”z rękami założonymi na piersiach i wysoko uniesionym podbródkiem.
-To miał być komplement?-zapytałam szorstko.
Amant przyciągnął mnie do siebie, mocno ściskając za biodra,uśmiechał się przy tym cwaniacko.
-Jasne kwiatuszku…-zamruczał gardłowo.  Przesunął dłonie z moich bioder na pośladki,zaciskając na nich palce. Bardzo wolno zbliżał swoją twarz do mojej,dzieliły nas już tylko milimetry…  Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem klepiąc Saschę w ramie. Wszyscy obecni przestali tłumić w sobie rozbawienie więc zrobiło się głośno i wesoło.
-Hej!wszystko zepsułaś!-Sascha był nie pocieszony. Nadal trzymał mnie w ramionach a dłonie splótł ponad moją pupą.
-Strasznie mi przykro-wyznałam.
-Jesteś okrutna,wiesz?-stwierdził smutno.
-Wybacz… Biedactwo -pogłaskałam go po policzku. Jak co dzień,był gładko ogolony i przyjemnie pachnący.
Przymknął powieki i mruknął zadowolony.
-Tak mi dobrze -wtulił policzek w moją dłoń- tak mi rób…
-Nie nakręcaj się tak -przystopowałam go- i nie zapominaj…
-Tak tak,wiem. Patrzeć mogę ale nie dotykać -westchnął ciężko- na szczęście mam wyobraźnię -dodał ze śmiechem,tym razem klepnęłam go mocniej w ramię i uwolniłam z jego uścisku.
-no co?! -zapytał  -nic na to nie poradzę,że tak na mnie działasz,żebyś ty wiedziała co ja z tobą wyprawiam…
-Nie chcę wiedzieć -zastrzegłam natychmiast.
-…te gorsety,koronki,jedwabne koszule… -rozmarzył się na dobre.
-Przestań albo oberwiesz -ostrzegłam.
-Pff,nie boję się ciebie.
-Nie ode mnie -uśmiechnęłam się złośliwie. Kochaś spojrzał w tę samą stronę co ja i mina mu zrzedła.
-Oookeeej… Jego się boję -oświadczył- ale jakby co,to nie w twarz,dobra?
-Dobra -zgodził się Czello i uśmiechnął wyzywająco.
Nasz śmiech przerwał przyjaciel szefa przesiadujący w Cortinie co dzień.
-”Bieganie za kobietami jeszcze nikomu nie zaszkodziło,niebezpiecznie jest je złapać” -Salvatore uśmiechał się nie spuszczając ze mnie wzroku. Odwzajemniłam uśmiech.
-Jack Davies -odpowiedziałam na nieme pytanie-długo jeszcze będziesz mnie tak sprawdzał? -owijałam się właśnie długim do kostek,czarnym fartuchem.
-Dopóki cię na czymś nie zagnę -przysiągł. Salva(jak go nazywamy)jest bardzo miłym i mądrym człowiekiem. Jest również bardzo przystojny ,jak na Włocha przystało. Lubi kobiety,jak na Włocha przystało i cudownie ubiera w słowa opowieści o swoim rodzimym kraju….
                                                                           cdn.


5.Nowa Ja

  • Napisane 14 stycznia 2012 o 16:19
Czułam,że sen powoli mnie opuszcza,docierały do mnie dźwięki z zewnątrz.Przeciągnęłam się z przyjemnością,jęknęłam rozkosznie i leniwie otworzyłam oczy.Spojrzałam na zegarek elektroniczny.Suuuper-burknęłam niezadowolona sama do siebie-7-ma,i co ja mam niby robić?-zadałam sobie pytanie na głos, -świetnie,gadam sama do siebie”-tym  razem pomyślałam.Westchnęłam zrezygnowana i przekręciłam się na bok,spojrzałam w okno,jeszcze było ciemno.Odwróciłam się na drugi bok i zapaliłam lampkę nocną,z półki nad łóżkiem wzięłam księgę drugą Trylogii Zdrajcy Trudi Canavan.Na prawdę chciałam poczytać ale ON znów wkradł się do mojej głowy,zastanawiałam się gdzie jest,czy wszystko u niego w porządku…,jak się czuje,czy aby na pewno jest zdrowy..?Odpłynęłam na ponad dwie godziny,ocknęłam się dopiero po dziewiątej.Nie chciało mi się wstać,kiedy „serce moje”jak go nazywam,”odwiedza mnie” mogłabym cały dzień zostać w łóżku,zamknąć oczy… i patrzeć jak się uśmiecha,jak błyszczą jego oczy…słuchać jego głosu…
Z wielkim oporem wygramoliłam się z legowiska i poszłam prosto do łazienki.Nie spieszyłam się,wzięłam długi prysznic ciesząc się zapachem cytryny i zielonej trawy mojego żelu pod prysznic.Włosy wchłaniały odżywkę dodającą objętości a ja stałam pod masującym strumieniem bardzo ciepłej wody.Po skończonej kąpieli wmasowałam żółty balsam garniera w skórę,po skończonych zabiegach kosmetycznych na palcach przemierzyłam kawalątek dzielący moją sypialnię od łazienki.Ubrałam czarną bieliznę i przyjrzałam się sobie uważnie-może i Leal ma rację-pomyślałam -ale nad brzuchem trzeba popracować-ciągnęłam wewnętrzny monolog.-Dobre kosmetyki mam,więc teraz trzeba poćwiczyć,naprzemienne masaże prysznicem i będzie lala!-zaśmiałam się,dotarło do mnie,że cytuję moją siostrę. Na strój dnia wybrałam jasne,prosto szyte spodnie,białą koszulę i króciutką kurteczkę.Zdecydowałam,że dodatki ,na które złożyłam kolczyki,bransoletkę i kolorową chustę w kratę będą w kolorze mojego ulubionego fioletu.
Bardzo zadowolona ze swej twórczości przystąpiłam do makijażu.Zaczerpnęłam ze srebrnego kuferka kredkę do brwi i kilka razy przeciągnęłam nią po włoskach-dzięki ci Boże za Leal-pomyślałam-i za jej siłę przebicia-dzięki dokładnemu instruktarzowi mojej stylistki i wizażystki w jednym,bez obaw sięgałam do skrzyneczki po” skarby” w niej zawarte.Na dłuższą chwilę zatrzymałam się przy cieniach do powiek,rozważałam pomiędzy fioletem i czernią.Zgodnie ze starym powiedzeniem „co za dużo to nie zdrowo”postawiłam na czerń i kredką w tym właśnie kolorze od połowy oka zrobiłam kreski na górnej powiece,to samo zrobiłam z jego dolną częścią łącząc obie linie w zewnętrznym kącikiem.Powtórzyłam czynność,tym razem płaskim  pędzelkiem i matowym cieniem do powiek,po czym pędzelkiem kuleczką roztarłam delikatnie kolor,w sumie nie wiedziałam po co-ale skoro Leal mówiła,że tak trzeba…-wzruszyłam ramionami.Teraz rzęsy-najpierw wydłużyć,następnie pogrubić-przypomniałam sobie instrukcję,więc zabrałam się do dzieła,bardzo przy tym uważałam,żeby się nie „pomazać”tuszem na ruchomej powiece jak to do tej pory robiłam-poczekać aż wyschnie-nakazałam sobie bezgłośnie-czas na róż-zrobiłam „dzióbek”,”rybkę”czy jak to się nazywa z ust i musnęłam je pędzlem-teraz pogrubić…-wyciągnęłam szczoteczkę z odpowiedniej tubki tuszu…-i się „pomazałam”-cholera,no! psioczyłam w myślach usuwając „szkody”.Kiedy już ochłonęłam sięgnęłam po pomadkę ale przypomniałam sobie „zasadę”mojej siostry:”kiedy podkreślasz oczy,usta muśnij błyszczykiem lub pomadką w kolorze cielistym”.Ok-pomyślałam i „pociągnęłam usta brzoskwiniowym błyszczykiem powiększającym.Dobra,jeszcze tylko włosy i będę gotowa-pokiwałam twierdząco  głową do swoich myśli,po czym zdjęłam ręcznik z głowy i delikatnie rozczesałam gęstwinę opadającą mi na plecy.Spryskałam wilgotne włosy odżywką do włosów kręconych w płynie,skręciłam je w „rulon”i spięłam spinką z tyłu głowy…
Poczłapałam do kuchni,zjadłam śniadanko,które tym razem smakowało mi wyjątkowo dobrze,popiłam  je ulubioną herbatą.Najedzona i opita wróciłam do łazienki,wy nitkowałam i wyszorowałam zęby a następnie wypłukałam je płynem do płukania ust.No to teraz czas na fryzurę-pomyślałam i zaczęłam codzienny rytuał tzn:wgniotłam w czuprynę balsam nabłyszczający i wysuszyłam  suszarką ze specjalną do loków końcówką,na koniec spryskałam lakierem do włosów pantene-prov volume i tym małym akcentem zakończyłam doprowadzanie siebie do „stanu używalności”.Kolejny raz przyjrzałam się sobie i z zadowoleniem stwierdziłam,że Leal zna się na rzeczy…
Wygląda na to,że mam zdolności telepatyczne,właśnie ze swojej twierdzy wynurzyła się moja kochana siostrzyczka.Na wpół  przytomna „wtoczyła się”do łazienki.
-teraz moja kolej-wymamrotała zaspana.
-och…,dziękuję,spałam wybornie skarbie,jak miło,że pytasz…-zażartowałam.
-yhy…,sio…-i zwyczajnie wypchnęła mnie z łazienki zamykając drzwi przed nosem.Stałam jak słup soli z rozchylonymi z niedowierzania ustami.
-sio?,do mnie…sio?…jak…do kury jakiejś???-mówiłam do drzwi-to przechodzi ludzkie pojęcie,na prawdę…
Zszokowana wróciłam do kuchni,doprowadziłam pomieszczenie do porządku i zrobiłam NAM herbatę,mimo,że przez ułamek sekundy się wahałam,za „sio”moja przyjaciółka nie powinna dostać ode mnie picia ale niech zna moje dobre serce-pomyślałam.
-no,no…kochana-siostra patrzyła na mnie krytycznym okiem-ciekawe zestawienie…
-na prawdę?-spytałam wystraszona,byłam pewna,że coś nie pasuje.
-na prawdę-odpowiedziała-wszystko współgra ze sobą,uzupełnia się,domyślam się,że kurtkę i buty ubierzesz czarne a torebkę fioletową…,a może się mylę?
Zaśmiałam się z zaskoczenia-nie,nie mylisz się-przyznałam-boję się,że ludzie będą się śmiać-zwierzyłam się,siadając przy stole.
-śmiać na pewno nie-zapewniła mnie Leal- niektóre kobiety mogą krzywo patrzeć taj jak Tanja lub rzucić jakiś głupi koment.
-dlaczego?-zapytałam naiwnie.
-z zazdrości,z braku odwagi…
-hmmm,zazdrość może i bym zrozumiała ale co ma do tego brak odwagi?-drążyłam temat.
-wszystko Ana,jeżeli kobiecie brak odwagi,pewności siebie, nie ubierze się tak jak jej się podoba w obawie przed opinią innych ludzi.Tak jak ty nie dawno…-przypomniała,posyłając mi pełen wyrozumiałości uśmiech,który odwzajemniłam.
-no tak-przyznałam-myśl,że ktoś może się śmiać ze mnie za plecami blokowała mnie skutecznie przez długie lata…ale to przeszłość,od dzisiaj „nie dbam o to co ludzie myślą albo mówiła o mnie.Wiem kim jestem.”-posłałam siostrze pełne pewności siebie spojrzenie.
-i o to właśnie chodzi.Trzymaj się tego tekstu a będzie dobrze-stwierdziła dobitnie moja współlokatorka.
-Jonathan Davis-powiedziałam mimochodem.
-yhy,dokładnie ten…,facet zna się na rzeczy.A ty-wymierzyła we mnie palec wskazujący- nie myśl o tym czy ludziom będzie się podobać jak jesteś ubrana,bo nigdy nie dogodzisz każdemu,tylko czy tobie się podoba,to jest najważniejsze i radzę ci to zapamiętać.
-racja-potwierdziłam-a jak się komuś nie podoba…
-niech się rzuci pod pociąg-dokończyła Leal.
-myślałam raczej:…to jego problem?
-albo niech się powiesi…-przekomarzała się ze mną.
-niech nie patrzy…-odbiłam piłeczkę.
-niech skoczy z wieżowca…-moja siostra była nieugięta.
-niech patrzy na siebie…-śmiałyśmy się z wisielczego poczucia humoru mojej siostry.
-ok,zbierajmy się już,lepiej być wcześniej,żeby wszyscy zdążyli cię obejrzeć-Leal wybałuszyła oczy,żeby napędzić mi stracha,z marnym niestety skutkiem.Ubrałyśmy się i wyszłyśmy z mieszkania zamykając je za sobą na klucz.
******************************************************
Wedle życzenia Mia…
                                tylko dla Ciebie…
                                                          bo jesteś moim skarbem…
******************************************************


4.C&A i DM

  • Napisane 18 grudnia 2011 o 00:01
Szłyśmy powoli przed siebie,byłam zadowolona,bardzo zadowolona.Zastanawiałam się jak to teraz będzie,jak i czy rzeczywiście odczuję różnicę z przed i po,mojej metamorfozie?Wiedziałam,że czeka mnie dużo pracy nad sobą,że…czeka mnie codzienna walka z samą sobą,z moim całkowitym brakiem poczucia własnej wartości.Wiedziałam też,że z moją przyjaciółką dam radę,że pomoże mi jak tylko będzie umiała najlepiej.Ta sytuacja była dla mnie bardzo nowa i napawała mnie ogromnym strachem,jednego byłam pewna na sto procent,że muszę ten irracjonalny strach zdusić w zalążku,żeby dodać sobie otuchy w myślach powtarzałam”będzie dobrze,wszystko będzie dobrze…”te słowa kojarzyły mi się tylko z jednym,więc zanuciłam pod nosem :”…und wird alles gut,so gut…”
-musi być dobrze-z zamyślenia wyrwała mnie Leal -nie ma innej opcji.
-i tego będziemy się trzymać-zgodziłam się odwzajemniając uśmiech.
Skręciłyśmy w prawą stronę gdzie w drodze do C&A musiałyśmy minąć Eiscafe,w której pracowałyśmy,moja siostra wpadła na pomysł,żeby jeszcze dzisiaj zaprezentować „swoje dzieło”(czyt:mnie),byłam przerażona.
-proszę cię…,to dla mnie za dużo jak na jeden dzień-skomlałam-przecież jutro i tak mnie zobaczą …
-no właśnie,więc co to za różnica?dziś czy jutro?dla mnie na jedno wychodzi-odpierała moje argumenty.
-ale dla mnie nie,Leal zrozum ,potrzebuję chwili wytchnienia,muszę się wyciszyć,poukładać myśli,zregenerować siły…,wiesz,że mam rację…,no… Leal…-przez chwilę lustrowała mnie uważnie.
-ok,masz rację-przyznała , ufff…co za ulga pomyślałam-ale teraz już chodźmy,niewiele zostało nam czasu.Ruszyłyśmy żwawo na przód ,w sklepie naszym celem stał się dział z bielizną,oglądałyśmy wszystko dokładnie,zdecydowałam jednak,ku ogromnemu zdziwieniu mojej stylistki,że chcę tylko białe i czarne komplety.Kolorowej bielizny było mnóstwo ale żadna nie przypadła mi do gustu,ku mojemu z kolei, równie wielkiemu zdziwieniu Leal nie miała nic przeciwko.Miałyśmy po kilka wieszaczków w rękach ale moją uwagę przykuły piękne gorsety,przyglądałam im się z zachwytem.
-zaje…-rzuciłam siostrze pełne nagany spojrzenie,dobrze wiedziała dlaczego-fajne?-dokończyła niepewna.
-tak,zajefajne-przyznałam-nie najgorsze to określenie.
-przymierzamy?-zasugerowała.
-myślisz,że ja…
-no pewnie,a niby czemu nie?!-jej oburzenie było widać z kilometra.
-nie,no …tak tylko pomyślałam-starałam się bronić przed atakiem.
-jeśli się podoba to przymierzamy i kupujemy,tak?
-tak-zgodziłam się bez większego entuzjazmu.
-tobie ma się podobać a nie komuś,tak?
-tak-dało się słyszeć nutkę optymizmu w moim głosie.
-jesteś atrakcyjną,niezależną kobietą,takie kobiety noszą taką bieliznę,wiesz?
-yhy-mruknęłam.
-Ana?
-tak?-błądziłam wzrokiem po podłodze.
-wejdźmy do przymierzalni,dobrze?-poprosiła.
-ok.
-przymierz ten komplet-więc przymierzyłam,biały biustonosz i figi.
-a teraz powiedz mi co dokładnie widzisz?-Leal była bardzo cierpliwa.
I bez patrzenia w lustro mogłam wyrecytować CO widzę kiedy siebie oglądam.Byłam skołowana,zdezorientowana a w głowie miałam taki mętlik jak jeszcze nigdy dotąd.
-tak naprawdę?-mój głos brzmiał bardzo słabo,przyjaciółka uniosła moją twarz na tyle,by móc spojrzeć mi w oczy.
-naprawdę,bez tego nie będę wiedziała jak ci pomóc…
-nawet nie wi…-głos mi się załamał,byłam bliska płaczu,siora przytuliła mnie mocno.
-co one ci zrobiły?-”pomyślała”na głos.
Wzruszyłam tylko ramionami,nie byłam w stanie wydać z siebie absolutnie żadnego dźwięku.
-nieważne-powiedziała-obojętnie co zrobiły.Poradzimy sobie z tym,słyszysz?jestem tu i nie zostawię cię samej,wiesz o tym,prawda?
-wiem-odpowiedziałam stanowczo-nawet nie wiesz jak się cieszę z tego,że cię mam…
-wiem…,bo ja cieszę się równie mocno…
-najlepiej będzie jeśli zaczniesz od góry…-poradziła -czyli włosy,co o nich myślisz?
-są nijakie,ani proste ani kręcone…
-a kolor?
-kolor nawet mi się podoba-oznajmiłam.
-ok.To teraz twarz…
-chciałabym mieć brązowe oczy-odpowiedziałam.
-dlaczego?-Leal była bardzo zaskoczona.
-nikt nie potrafi powiedzieć jakiego koloru są moje oczy,poza tym,że są jasne…
-no tak-przyznała przyjaciółka-możemy kupić szkła kontaktowe,co dalej?
-usta,dolna warga jest zbyt wąska.
-kupimy błyszczyk powiększający.
-myślisz,że to działa?-dałam do zrozumienia,że nie wierzę w takie cuda.
-sprawdzimy-zapewniła-co dalej?
-ramiona,są bardzo szerokie.
-yhy,co jeszcze?
-biooodra…,kompletna porażka,szkoda,że nie ma sposobu na ich zwężenie -zaskomlałam jakby to miało pomóc.
-dalej..?-moja stylistka pytała bardzo cierpliwie.
-uda,są po prostu grube…
-…dalej?
-dalej nie ma nic…-uśmiechnęłam się lekko-to by było na tyle-westchnęłam ciężko.Leal zawtórowała mi,z tym,że jej westchnięcie było o wiele głębsze.
-wiesz?to teraz ja powiem ci co widzę,dobrze?-na znak zgody twierdząco pokiwałam głową.
-odwróć się do lustra-usłyszałam polecenie,które niechętnie wykonałam.
-spójrz na siebie-kolejne polecenie padło z ust mojej przyjaciółki-widzisz jak bardzo bielizna jest dopasowana do twojego ciała?-zapytała pogodnie-przyjrzyj się sobie dokładnie.Może i masz szerokie ramiona i biodra ale jesteś proporcjonalna,dzięki czemu wyraźnie widać talię.Masz drobny ale krągły,jędrny i pełny biust a w dobrze dobranej bieliźnie nawet delikatny rowek.Nogi też masz fajne,mimo ich łączenia się po wewnętrznej stronie ud.Twoja figura jest bardzo kobieca,uwierz mi,bo nie mówię tego,żeby poprawić ci nastrój,wiesz o tym.Mówię jak najbardziej serio,bez „słodzenia”.Jesteś moją siostrą i jestem z tobą szczera,nawet jeśli i tak mi nie uwierzysz.
-zgrabne,proste nogi.Zaokrąglone biodra,wyraźne wcięcie w pasie,naturalne piersi,ładna twarz bez problemów z cerą,lśniące włosy w naturalnym kolorze.Wiesz jak niewiele naturalnych kobiet spotyka się teraz na ulicach,w szkołach?wiem co mówię Ana.Gdzie się nie obejrzysz,widzisz farbowane „lalki „po operacjach.Sztuczne barbie z sieczką zamiast mózgu w głowach.Jesteś naturalną, mądrą dziewczyną a to ogromna zaleta…,przypomnij sobie moich kumpli z klasy,jak się w ciebie wpatrywali…
-widzieli mnie pierwszy raz na oczy,byli ciekawi-odparłam zaskoczona-to normalne…
-nie prawda-zaoponowała natychmiast-byli tobą zachwyceni,dzięki twojej naturalności właśnie!Znam ich od czterech lat skarbie i wiem co mówię.
-skoro tak mówisz…-odpowiedziałam nieco zmieszana.
-mówię tak,bo to najprawdziwsza prawda.Do tej pory nie zwracałaś na to uwagi,ale zmienimy to,razem.
-ok,rozmiar pasuje idealnie,więc wybierz komplety,które ci się podobają.Za trzy kwadranse zamykają drogerie,musimy się pospieszyć.Ciuchy też musimy odebrać…-Leal mówiła szybko,jakby miało to spowolnić czas.
-a’propos Esprit’a-ciekawość wzięła nade mną górę-dobrze znasz Tanję?,nie zrobiła na mnie zbyt dobrego wrażenia.-wyznałam.
-znam ją na tyle,żeby wiedzieć,że szlag ją trafił na twój widok.A kiedy usłyszała,że „przeskoczyłaś”z rozmiaru 38 na 36 o mało para uszami jej ze złości nie poszła.
Odwiesiłyśmy niechcianą bieliznę na wieszak i przeszłyśmy do kasy.
-nie rozumiem-przyznałam szczerze-dlaczego się na mnie rozzłościła,przecież nawet się nie znamy…
-z zazdrości-moja siostra powiedziała to tak,jakby było to,największą oczywistością świata.
-…hę?-musiałam zrobić głupią minę,nawet kasjerka się uśmiechnęła,nie wspominając o Leal.Ta szczerzyła się na całego,kręcąc z niedowierzaniem głową.Zapłaciłam za zakupy,pożegnałam się grzecznie jak na „grzeczną”dziewczynkę przystało i w ciągłym osłupieniu ruszyłam za moją stylistką do wyjścia.
-z zazdrości o co?-dopytywałam.
-o wszystko kochana…
-siostra!ja cię proszę!konkrety…dobrze?-zirytowały mnie nie wyjaśniające niczego odpowiedzi mojej przyjaciółki-skąd wiesz,że jest zazdrosna i co znaczy „o wszystko”.Oświeć mnie jeśli możesz,tak?
-…o figurę,o ciuchy,o twarz…
-…błagam cię Leal,przecież to bez sensu…
-widziałaś ją przecież…
-widziałam… -przyznałam.
-i co zauważyłaś?-siostra nie pozwoliła mi dokończyć.
-nooo wiesz…,nie ma co tak z góry człowieka oceniać i…
-yhy,zauważyłaś na pewno,że mogłaby trochę o siebie zadbać…
-tak,mogłaby-podrapałam się po głowie i skrzywiłam trochę.
-mogłaby np:pomalować rzęsy-Leal zaczęła wyliczankę.
-mogłaby-znów przyznałam.
-pogłębić kolor włosów,schudnąć trochę,zainwestować troszkę w ciuchy…
-no to na co czeka?-nie wiedziałam co tym myśleć-przecież”samo się nie zrobi”-powiedziałyśmy jednocześnie i wtedy mnie lśniło.
-aaaa,czyli chciałaby ale…
-nic z tym nie robi-siostra dokończyła moją myśl.
-chciałaby wszystko a nie robi nic.Chyba wierzy w to,że któregoś dnia,obudzi się piękna,szczupła z księciem z bajki u swego boku.
Byłyśmy już w DM,siostra wkładała kosmetyki do koszyka jak automat,dokładnie wiedziała gdzie co jest.
-to śmieszne…-stwierdziłam-jeśli się czegoś chce,trzeba po to sięgać,starać się,nie odpuszczać …
-ja to wiem.I ty to wiesz Ana.Niestety jak widać”gołym okiem”Tanja nie wie.Ani prośba ani groźba nie pomogła,nawet to,że może stracić pracę nie otworzyło jej oczu-stałyśmy właśnie w kolejce do kasy.
-woli wściekać się i warczeć na ludzi niż utrzymać stanowisko?!-nie wierzyłam w to co słyszę-to szczyt głupoty!
-ano głupota,niektórzy się z tym rodzą i nic na to nie poradzisz.Svenja rozmawiała z nią już parę razy ale nic się nie zmieniło.Wiesz,to taki typ człowieka,który myśli,że wszystkie rozumy pozjadał.Ona „ma rację”a reszta świata to głupcy…,kumasz?
-…kumam,kumam-potwierdziłam-po prostu trudno mi w to uwierzyć.Sama siebie unieszczęśliwia a obwinia cały świat.To nie dorzeczne.
-nic na to nie poradzisz,nie każdy ma tak jak ty.
-a że niby jak ja mam?-trochę mnie zaskoczyło stwierdzenie siostry.
-jak to jak?Kiedy coś ci nie pasuje,podejmujesz decyzję a następnego dnia-Leal pstryknęła palcami-jest już nowa,ulepszona wersja ciebie…,po prostu-na koniec wypowiedzi wzruszyła ramionami.Zaskoczyła mnie niesamowicie.
-to nie do końca tak-chciałam wytłumaczyć.
-ale tak to wygląda z zewnątrz-moja siostra powiedziała bardzo poważnie pakując kosmetyki do torby-wiem,że każda zmiana bardzo dużo cie kosztuje,z tym,że nie pokazujesz tego,wszystko dzieje się w tobie.Chyba,że sobie z czymś nie radzisz…
Zapłaciłam za nabyty właśnie towar i razem z blondynką ruszyłyśmy po odbiór ciuchów.
-a co się dzieje jeśli sobie nie radzę?- zapytałam,szczerze?nie wiedziałam,że TAK to wszystko wygląda z zewnątrz.
-wtedy prosisz o pomoc,tak na dobrą sprawę to DOPIERO wtedy a i to rzadko się zdarza-z zaskoczenia słowa ugrzęzły mi w gardle,wystarczyło jedno spojrzenie mojej przyjaciółki i już wiedziała,że nic nie powiem.
-no co?-zdziwiła się-nie jest tak,że kiedy masz problem,starasz się go rozwiązać sama?Główkujesz nad nim,obmyślasz różne opcje,układasz plany A,B i nawet C jak trzeba.Dopiero kiedy wiesz na pewno,że sobie z tym „czymś” nie poradzisz prosisz o pomoc…,a kiedy ty prosisz o pomoc,to znaczy,że jest naprawdę źle.
Siostra przyglądała mi się z delikatnym uśmieszkiem na ustach.Zaskoczył ją mój brak świadomości,że moje rozterki tak bardzo widać „na zewnątrz”.
-nie jest tak?-przerwała ciszę…
Uśmiechnęłam się pod nosem,pokiwałam lekko głową i odpowiedziałam:
-dokładnie tak-spojrzałam w jej duże oczy-tak dobrze mnie znasz…-stwierdziłam.
-tak jak ty mnie…-objęłam ja ramieniem i razem weszłyśmy do „przechowalni”moich nowych ciuchów.Nienawistne spojrzenie Tanji zgasiło mój uśmiech-”sama jesteś sobie winna”pomyślałam patrząc jej hardo w oczy,po dłuższej chwili speszona odwróciła wzrok.Leal wręczyła mi dwie z pięciu toreb.Z piętra sklepu zeszła Svenja.
-i jak poszło-zapytała jak zawsze przyjaźnie.
-bez komplikacji-odpowiedziała moja stylistka,uśmiechnęłyśmy się wszystkie.Dobrze wiedziałam,że brały pod uwagę mój stanowczy opór.Pożegnałyśmy się,życząc dziewczynom miłego wieczoru po czym opuściłyśmy sklep.W myślach dziękowałam Bogu za to,że przystanek autobusowy jest „rzut beretem”od sklepu.Dreptałyśmy obładowane torbami jak wielbłądy jakieś,ludzie wgapiali się w nas jak w rabusiów wracających z „roboty”.śmiałyśmy się w najlepsze,bo to był dobry dzień.Mówi się,żeby nie chwalić go przed zachodem słońca,coś mi jednak mówiło,że tego dnia nic nam już nie zepsuje.Będąc już w domu,przygotowałyśmy sobie relaksacyjną kąpiel…,tak czasem kąpiemy się razem(bez skojarzeń proszę).Po długim męczącym dniu,siedzimy w wannie z gorącą wodą,mnóstwem piany,z zapalonymi dookoła zapachowymi świecami …i rozmawiamy sobie.Poruszamy bardzo różne tematy,czasem wspominamy,czasem marzymy,czasem wymyślamy niestworzone historie…tak było i tym razem.W turbanach z ręczników i piżamach rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie,żeby zaplanować nasz jutrzejszy dzień.Popijałyśmy przy tym herbatę.Przed 23-cią rozeszłyśmy się do swoich sypialni,to był dobry ale i bardzo męczący dzień.Położyłam się do łóżka,opatuliłam kołdrą tak jak lubię najbardziej.W  mojej głowie ponownie rozkwitła myśl:”czy jesteś zdrowy?bezpieczny…?-westchnęłam bardzo głęboko a w oczach zebrały się łzy-uważaj na siebie,dobrze?”-”wysłałam myślową prośbę,nie chciałam płakać kolejny raz,włożyłam słuchawki od telefonu w uszy i włączyłam P!nk,wsłuchiwałam się dokładnie w słowa,mimo znajomości tekstów jej piosenek na pamięć,po to żeby po prostu zasnąć.Wiedziałam,że jeśli „wpuszczę”GO do mojej głowy do rana nie zmrużę oka i wyleję morze łez…,na to,nie miałam już po prostu siły.Pozwoliłam Morfeuszowi zająć się moim umysłem i ciałem…
******************************************************
Przepraszam z całego serca,że kazałam Ci tak długo czekać Mia.
Na chwilę straciłam motywację… ale teraz znowu ją mam;
       Dziękuję,że jesteś…,to dla mnie bardzo dużo znaczy.
Mam nadzieję,że Cię nie zawiodę…,zapraszam na kolejną część.
******************************************************

3.Esprit

  • Napisane 6 listopada 2011 o 18:52
Dzisiejszy odcinek z dedykacją…
                                                     Mia…
…dla Ciebie…
                          …bo jesteś wspaniała,bo pięknie piszesz…
…ponieważ,podarowałaś mi słowa,o których nawet nie marzyłam…
…a dzięki którym uwierzyłam w siebie…
                                                                 Dziękuję…
******************************************************
„Wow”,pomyślałam,Leal zmierzała w moją stronę z górą ciuchów w „ramionach”.Banan na jej twarzy był przeogromny,była w swoim żywiole,nie ma co.Ucieszyłam się bo wiedziałam,że moja siora z wyboru,nauczy mnie wszystkiego co trzeba, żeby wyglądać kobieco a przede wszystkim jak ukryć mankamenty mojej figury,czyli?:szerokie ramiona i biodra.Szlag by to trafił,że też musiałam się taka urodzić!!!
-no kochana,przymierzalnia czeka-zawołała uradowana-uśmiechnęłam się w odpowiedzi i grzecznie poczłapałam do pomieszczenia z lustrami.Wieszałam kurtkę na wieszaku i zauważyłam tabliczkę z „prośbą”o nie zabieranie więcej niż trzech rzeczy na raz.Łypnęłam na blondynkę,na naręcze ciuchów i znów na blondynkę.
-Leal,tutaj jest napisane,że można mieć nie więcej niż trzy rzeczy…
-aha-odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc-i co?
-a to,że w tym „kopczyku”jest dużo więcej rzeczy niż powinno być i możemy mieć przez to kłopoty?
-e tam-machnęła ręką-no rozbieraj się,na co czekasz?-popędziła mnie,więc zaczęłam szybciej wyskakiwać z ciuchów-nie będziemy miały kłopotów-podała mi jasne jeansy.
-ale jak bę…-nie pozwoliła mi dokończyć.
-to będzie moja wina i ja będę się tłumaczyć,nie ma sprawy-ucięła krótko.
W międzyczasie wskoczyłam w spodnie.
-odstają,są za duże-jęknęłam.
-za duże?przecież rozmiar się zgadza,znów schudłaś?
-chyba tak-wzruszyłam ramionami.
-dobra,przyniosę mniejsze-i wyszła,zabierając po drodze wcześniejsze zdobycze.
-może pomóc?-zapytała dziewczyna ze sklepu.
-przydałoby się,moja siostra znów przychudła i potrzebuje spodni o rozmiar mniejszych.
-a jaki konkretnie jest potrzebny?
-nie jestem pewna ,te są za duże.
-ok,to te będą w sam raz,wymieniamy wszystkie?
-yhy,te są fajne,o i jeszcze te,a te?jak myślisz?
-będą super-przyznała pracownica sklepu .
-ten rozmiar znacznie ułatwia sprawę-Leal nakręcała się jeszcze bardziej.
„Hę?o co im chodzi z tymi spodniami”myślałam,”czym się tak podniecają?”Nie zauważyłam kiedy moja”stylistka”wróciła z nową,jeszcze większą partią spodni.Zerknęłam na moją siorę,na stos materiału w jej rękach a skończyłam na tabliczce z numerem trzy.Uniosłam ostrzegawczo jedną brew i przybrałam wyraz twarzy mówiący:”stąpasz po cienkim lodzie”.
-nie będzie kłopotów,zobaczysz-wsparłam obie dłonie na biodrach-naprawdę-zapewniła-przymierzaj,zajebiście ciekawa jestem…
Moja przyjaciółka wcisnęła mi materiał w ręce z niecierpiącą zwłoki miną,nie powiedziałam już nic bo i nic do dodania nie miałam.Czasem po prostu nie było sensu się z nią kłócić,więc odpuściłam.Wsunęłam stopy w nogawki,podciągnęłam nogawki,zapięłam guzik,zamek i spojrzałam w lustro…
-ja pierdole…-wymsknęło mi się.
-nooo,też tak myślę-Leal pękała z dumy-i ta bluzeczka do tego-zmarszczyłam brwi niepewna co z tym fantem zrobić,posłałam przyjaciółce pytające spojrzenie.
-no dalej-popędzała mnie a jej diabelski uśmieszek przyprawił mnie o dreszcz.
-ten dekolt…-wymamrotałam.
-właśnie taki jest idealny-przerwała mi.
-idealny?będzie sięgał do samego pępka i to z dwóch stron!-miałam cykora jak nic,nigdy nie nosiłam TAKICH ciuchów.
-bzdury gadasz-i zaczęła naciągać na mnie skrawek materiału-masz go tylko przymierzyć -sapała siłując się ze mną.Wiedziałam,że jestem na przegranej pozycji,w tej kwestii moja siostra nie miała sobie równych,skapitulowałam.Stojąc tyłem do lustra próbowałam przestać się trząść,odetchnęłam głęboko i wypaliłam:
-i to ja jestem uparta jak osioł?-prychnęłam-dobre sobie,i czego tak zacieszasz!-uniosłam się,policzki piekły mnie ze złości i skrępowania.
-odwróć się to zobaczysz z czego zacieszam-powiedziała,ciesząc się jak szczerbaty do sucharów.
-uważaj bo w piórka obrośniesz i odlecisz-rzuciłam złośliwie.
-a żebyś wiedziała,że odlecę-starała się nie roześmiać,mnie do śmiechu nie było-jak chcesz-wzruszyła ramionami,wychyliła się z kabiny i zawołała:Svenja…
Przede mną stanęła miła,zawsze uśmiechnięta i bardzo ładna brunetka.Mina mi zrzedła a policzki przybrały barwę purpury,przyjaciółka wyszła z małego pomieszczenia,jedną ręką przytrzymała drzwi a drugą oparła na biodrze,żeby pokazać mi,że to JAK ZWYKLE ona ma rację,wysoko uniosła brodę i zapytała szefowej sklepu:
-i jak?
-noooo-wyraziła z wielkim zadowoleniem ale kiedy zobaczyła moją minę zgłupiała całkowicie…
-nie podoba się?-zapytała zaskoczona i zmieszana jednocześnie.
-nawet się nie widziała-sarknęła Leal.
-a…ha…-uśmiech Svenji powrócił ze zdwojoną mocą-śmiało…-zachęcała mnie-nie ma się czego bać a już na pewno wstydzić-zapewniła.
Moja stylistka zerkała to na mnie to na Svenję,przybrała jeden ze swoich złośliwych uśmieszków i powiedziała:
-no dalej…,chyba że tchórzysz…
-ja nie tchórzę-wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-właśnie widzę-dodała buńczucznie,wiedziała,że tym tekstem mnie sprowokuje.Zassałam więc nieco powietrza i bardzo powoli odwróciłam do lustra.Przeżyłam szok,oczy same otworzyły mi się tak szeroko,że omal mi nie wypadły,gapiłam się na siebie dłuższą chwilę,nigdy bym nawet nie pomyślała,że mogę tak wyglądać.Smukła,kształtna dziewczyna po drugiej stronie lustra,przyglądała mi się uważnie a po jej policzkach pociekły łzy…
-i czego się bałaś?-”pomyślałam”nie wiedząc nawet,że słowa wypłynęły z moich ust.
-no właśnie nie wiem-odpowiedziała sobie i mnie moja siostra,która zmaterializowała się przy mnie nie wiedzieć kiedy.
-i co powiesz?-patrzyła na mnie z ogromnym zadowoleniem.
-nie wiem-wyszeptałam,gardło miałam ściśnięte ze wzruszenia,Leal wiedziała,że za chwilę wzruszenie zamieni się w niekończący się płacz radości.Tak,ze szczęścia też płaczę,nie chcąc do tego dopuścić przyjaciółka pogroziła mi palcem jak małemu dziecku i powiedziała:
-nie rozklejamy się,zobacz ile jeszcze czeka na przymiarkę…-wskazała „stosiki”ciuchów.Pokiwałam ochoczo głową,na znak ,że rozumiem i do wiadomości przyjęłam.I zaczęło się,ciuchy ożyły w rękach moich towarzyszek,bluzki,tuniki,koszule,koszulki,sukienki,spódniczki…,
niektórym nie zdążyłam się nawet przyjrzeć , już były ze mnie zdejmowane a ich miejsce zajmowały następne.
-dodatki-dziewczyny posłały sobie porozumiewawcze spojrzenie.
-Tanja,podstaw dodatki,proszę-zakomenderowała przełożona teamu Esprit-Salina,zajmij się ciuchami,te po prawej są sprzedane,z lewej strony wracają na wieszaki-wydała polecenie i już zwinnymi ruchami ciuchy były układane.Po tuptałam za dziewczynami,żeby Salina miała więcej miejsca…
„Matko,te to mają zdrowie”pomyślałam,widziałam Leal i Svenję przy dodatkach,na które składały się:paski,chusty,chustki,apaszki,bransoletki,torby,torebki,kolczyki no i oczywiście buty.Przysiadłam sobie z boku,co by nie przeszkadzać i w myślach dziękowałam Bogu,że „moi oprawcy”nie potrzebują mnie w tej chwili.Nie!nie jestem nie wdzięczna,absolutnie,wprost przeciwnie,moja wdzięczność nie zna granic ale byłam zwyczajnie wykończona,czułam się jak po wykopkach,to pewnie po zarwanej nocce myślałam.Dziewczyny wyrosły przede mną jakby spod ziemi z masą butów,na pierwszy ogień poszły oficerki,po nich botki i kozaki,następne w kolejce były szpilki i niskie pantofle a na końcu buty sportowe.Laski pytały,w których butach jest mi wygodnie,w których nie,które mi się podobają,które nie itd.Po dokładnych oględzinach,analizie wszystkich za i przeciw wspólnie zdecydowałyśmy,które obuwie zostaje,które odpada.Personel sklepu Esprit pod „dowództwem” Svenji uwijał się jak mrówki,odkładając na bok MOJE nowe nabytki.Stałam jak ten ciołek przed kasą  w ciuchach z metkami,moje „stare”ubrania zniknęły mi z pola widzenia.Tak,Leal się nimi zajęła.
-gdzie się podziały moje ciuchy?-zapytałam całkiem poważnie,udając,że nie wiem iż moja siostra coś z nimi zrobiła.
-widziałam jak wychodziły…-blondynka ledwo powstrzymywała się od śmiechu.
-aha…,mogły się chociaż pożegnać…-wzruszyłam ramionami na znak,że jest mi obojętny ich los.
-kazały cię pozdrowić,mówiły,że miło było ale cholernie się śpieszą. Leal wybuchła śmiechem,dołączyłyśmy do niej z ulga,nie sposób było się dłużej powstrzymać,tylko Tanji nie było do śmiechu.
-czy to wszystko?-zapytała ekspedientka bez poczucia humoru.
-zaczekaj-zawołała Svenja-jeszcze kurtka,metki zostały już usunięte a z butów odklejone naklejki.Kierowniczka sklepu stanęła za mną jak kamerdyner i pomogła „wsunąć” się w kurtkę.Poczułam zapach skóry,Leal zawinęła chustę na mojej szyi,w dłoń wcisnęła uszy torby i lekko popchnęła w stronę lustra.Zmierzałam ku niemu nieśmiało w obawie,że kolejny szok może poważnie uszkodzić moją psychikę co objawi się nie uleczalnym narcyzmem.Ostrożnie spojrzałam w lustro i popłynęły łzy szczęścia,wzruszenia,niedowierzania …
Zobaczyłam siebie taką,jaką widziałam tylko w swojej wyobraźni…,sama nigdy nie zdobyłabym się na odwagę by sięgnąć po te ciuchy…ciemno niebieskie rurki,jasno kremowa koszulka na długi rękaw a na wierzchu jasno fioletowy sweterek w szpic,brązowe kozaki na obcasie,torba w tym samym kolorze,czarna krótka skóra i różnokolorowa chusta w kratę,kolczyki i dekoracyjny wisior były  drewniane i tylko o odcień ciemniejsze od butów i torby.Leal lekko ścisnęła mnie za ramię i podała chusteczkę,zaśmiałam się przez łzy
-dziękuję-wyszeptałam dławiąc się słonymi kroplami -jesteś kochana,najlepsza,najcudowniejsza i w ogóle naj,naj,naj…-łkałam w jej włosy.
-nie ma za co-odpowiedziała przez ściśnięte gardło-nie ma za co…-powtórzyła,tuląc mnie równie mocno.Teraz płakałyśmy obydwie,zaśmiałyśmy się szczęśliwie i jak na rozkaz odwróciłyśmy do dziewczyn.Wszystkie (z wyjątkiem Tanji)były wzruszone,mina kasjerki mówiła wyraźnie:”idźcie już sobie”.Nie zwracając uwagi na niezadowoloną z życia dziewczynę zwróciłam się do Svenji i Saliny:
-dziękuję wam z całego serca-aż mnie coś w nim zakuło,przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej i kontynuowałam-za cierpliwość,pomoc,szczerość,poświęcony czas …a przede wszystkim,za …-głos całkowicie mi się załamał-moje nowe JA-i znów potok łez zniekształcił mi obraz widzenia.
-aah…,nie mów tak…-Svenja przytuliła mnie serdecznie-zawsze do usług,teraz chcę cię widzieć wyprostowaną z wysoko uniesioną głowa i uśmiechniętą od ucha do ucha-patrzała na mnie szklistymi ze wzruszenia oczami.
-kasujemy?-zapytała moja „stylistka”,pokiwałam ochoczo głową.
-kasujemy-poprosiłam,cichy pisk kasy fiskalnej sprowadził mnie na ziemię.
-1.750 Euro proszę-lodowaty ton kasjerki zmroził mi krew w żyłach.
-toż to cała moja wypłata!-krzyknęłam,patrząc na Leal szeroko otwartymi oczami,moja siostra chwyciła mnie za ramiona i odwzajemniła spojrzenie.
-zmieniamy się,tak?!-zapytała śmiertelnie poważnie.
-tak!-odpowiedziałam bez chwili wahania.
-jesteśmy szczęśliwe,tak!
-tak!
-podoba nam się nowy wygląd,tak!
-tak!
-zasłużyłyśmy na to wszystko,tak!
-tak!
-i nie żałujemy pieniędzy,tak!
-tak!…znaczy nie!,nie żałujemy!
-Spójrz w lustro jeszcze raz-rozkazała-i zastanów się czy wolisz kasę na koncie czy to!-i wskazała moje odbicie.
-nie żałujemy-stanowczość i siła z jakimi wypowiedziałam te ostatnie słowa zaskoczyły mnie samą,nie wiedziałam,że tak potrafię.
-zaczynam nowy rozdział w życiu,to jest droga do mojego lepszego jutra…-powiedziałam z ogromnym przekonaniem i wiarą-zasłużyłam na to…-i Leal podała mi mój portfel…,podałam niesympatycznej kasjerce kartę.Ta zrobiła,co zrobić musiała,nie patrząc nawet na mnie przesunęła czytnik w moją stronę,wycisnęłam cztery magiczne cyferki na klawiaturze następnie zielony  paragon zaczął się drukować.Uśmiechnęłam się w myślach,nie wiedząc,że i moje usta wykrzywiły się w tym grymasie.Stałyśmy w milczeniu,czekając na długaśny paragon,który zdawał się nie mieć końca,czułam na sobie spojrzenia trzech dziewczyn ale nie czułam się tym skrępowana,już nie,nie przy nich,byłam im wdzięczna,nieopisanie i bezgranicznie.Mimo wściekłego wręcz spojrzenia Tanji,nie przejmowałam się nią,w końcu nic jej nie zrobiłam,nawet mnie nie zna i ostatecznie to nie moja wina,że ma zły dzień.Spojrzałam na pięć wielkich,czerwonych toreb z białym logo firmy .
-jak my się z tym zabierzemy?-spojrzałam na siostrę.
-nic się nie martw,damy radę.Torby zostawimy na chwilę tutaj bo musimy jeszcze wpaść do drogerii i c&a-radość Leal była przeogromna.
-możemy je tu zostawić?-spytałam dla pewności.
-jasne,nie ma problemu-Svenja zgodziła się z wielkim entuzjazmem.
-ok-rzuciła blondynka-to my spadamy i wdepniemy po bagaże w drodze powrotnej,na razie…-i już była w drodze do drzwi.
-to do później…i jeszcze raz dziękuję…-dodałam od siebie.
-miłej zabawy-odpowiedziała,jak mniemam,w imieniu zespołu Svenja.
-Ana?-odwróciłam się do niej-głowa do góry-puściła mi oczko i uśmiechnęła się.Odwzajemniłam uśmiech i ochoczo pokiwałam twierdząco głową i szklane drzwi się za nami zamknęły…
******************************************************
Trzecia część do Waszej dyspozycji…,mam nadzieję,że się spodoba…