piątek, 5 lipca 2013

10.Gegen Meine Wille.





Stałam tam jak słup soli. Sparaliżowana strachem, zszokowana okrutnością losu, przerażona wizją najbliższych dni. W głowie huczało mi od galopujących myśli. Najgłośniejsza była ta o ucieczce. Niestety..., nie miałam już dokąd uciekać. Samotnia BYŁA jedynym miejscem, które chroniło mnie przed ludźmi i pozwalało być z myślami sam na sam, świadomość tego, że ktoś odkrył moje miejsce, zaniosła mnie na samo dno rozpaczy, smutek zagarnął mnie w swe lodowate ramiona a żal rozrywał serce na strzępy. Zwłaszcza, że tym kimś byli ONI. Ci, którym oddałabym cały świat, żeby tylko byli szczęśliwi. Ci, których muzykę pokochałam tak bardzo, że stała się rytuałem i nierozerwalną częścią mnie samej. Ci, których chciałabym ochronić przed wszelakim złem tej planety. I w końcu Ci, dla których zdrowia i bezpieczeństwa  zaprzedałabym własną duszę  diabłu. Byłam rozdygotana emocjonalnie. Z jednej strony żal po "utracie"samotni, z drugiej zaś, nieodparta chęć podzielenia się z nimi moją przystanią spokoju. Zagubiłam się wśród  tych sprzecznych uczuć. Jedno tylko wiedziałam na pewno, to, że to miejsce już nigdy nie będzie dla mnie takie samo.
Wspomnienia - nie pozwolą już nazywać tego miejsca moim.
Hotel Tödi - nie pozwoli już rozwiązywać problemów.
Obraz tego miejsca - już zawsze będzie przypominał ich uśmiechnięte twarze.
I wszystko to dzieje się właśnie teraz, kiedy moje życie miało być łatwiejsze.
Kiedy dopiero zaczęłam uczyć się,  jak żyć. I kiedy.... , tak na prawdę przestałam pragnąć ich spotkać, a nawet wierzyć, że jest to w ogóle możliwe...
I kiedy całkowicie pogodziłam się z tym, że są nieosiągalni. Długie miesiące tłumaczyłam sobie, że tak po prostu jest i nie da się tego zmienić. I mało tego, że w to uwierzyłam, znalazłam nawet plusy naszego " nigdy nie spotkania się ".
"Moje Serce" -miał na zawsze pozostać "Moim Sercem", takim jakiego go sobie wymyśliłam, tylko w moim sercu, tylko w mojej głowie, platonicznie.
A tymczasem - ON stoi przede mną, uśmiecha się i czaruje lśniącym spojrzeniem bursztynu. I wszystko to -wbrew mojej woli.......

 "Skoro nie można się cofnąć,
  trzeba znaleźć najlepszy sposób,
  by pójść na przód".
  Paulo Coelho

Nie ma innego wyjścia - pomyślałam i uśmiechnęłam się.
- Witam, mam na imię Ana i przez najbliższe dni będę dbać o dobre samopoczucie panów w hotelu.
- Przez chwilę myślałem, że padniesz tu jak długa - stwierdził  gitarzysta.
- Tak..., cóż... - zaśmiałam się nerwowo i zmierzwiłam sobie włosy - nie spodziewałam się TAKICH gości.
- Może kawy - zapytałam już zza baru.
- Tak , chętnie - odpowiedział gitarzysta .
- To ja przygotuję śniadanie - usłyszeliśmy i Andre zniknął za kuchennymi drzwiami.
 Bill nie odezwał się ani słowem, co bardzo mnie zdziwiło. Spodziewałam się, że to on najgłośniej będzie wołał o ten napój. Tymczasem stał na środku pomieszczenia i wpatrywał się we mnie. Zerknęłam na niego raz, po chwili raz jeszcze ale nic się nie zmieniło.
- ...z...mlekiem ....i..cukrem - wymamrotałam całkowicie speszona i purpurowa na twarzy od jego przenikliwego spojrzenia. Odpowiedzi nie usłyszałam, ponieważ Tom podszedł do brata i lekko go trącił .
- A tobie co ? - zapytał rozbawiony. Wokalista ocknął się i kilkakrotnie, szybko zamrugał oczami. Uśmiechnął się jeszcze piękniej niż przed chwilą i zaczął dukać.
- yyy.., tak..,ja.. - wziął głęboki oddech i powiedział - przepraszam, przestraszyłem się, że może za chwilę zaczniesz krzyczeć czy coś...- zrobił przepraszającą minę.
- Krzyczeć? - przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi - ah, krzyczeć?, że: AAAAAA!!!! TOKIO HOTEL!!!! AAAAAAAA!!!!!!! Tom zrób mi dziecko!!!! BIIIILLLLL orzeń się ze mną!!!!! AAAAAAAA!!!!!!!!Zaraz zemdleję!!!! - tarmosiłam przy tym swoje włosy, podskakiwałam i wyciągałam do nich ręce a na koniec zaczęłam się śmiać - wybaczcie ale to nie ja. Rozbawiłam ich i młodszy z braci trochę się rozluźnił. Starszy Kaulitz od początku był rozluźniony i rozbawiony całą sytuacją, zaczynając od mojej reakcji na ich widok, tylko,że to w ogóle nie było śmieszne! Postawiłam na barze kawę, mleko i cukier do wyboru. Muzycy usiedli wygodnie  wciąż rozbawieni.
- Więc...- zaczął frontman zespołu - nie jesteś naszą fanką?
- Wnioskuje pan po tym, że nie krzyczałam ?
- Hmm..., trudno odgadnąć. Nie rzuciłaś się na nas, ale i nie wygląda na to, żebyś chciała nam oczy wydrapać. A to zawsze jest jedno z dwóch. Albo nas kochają na zabój, albo nienawidzą na zabój.
- No tak - przyznałam - ale w niektórych przypadkach jest też tak, że pozostaje się po środku.
Boskie bliźnięta zmarszczyły brwi nie rozumiejąc do końca.
- To znaczy, że słucha się waszej muzyki. Czasem , nawet bardzo dobrze się ją zna ale nie wnika się w wasze życie. Na te słowa młodszy z braci otworzył szeroko oczy i rozchylił ponętne usta. A starszy z nich zastygł jak w stop klatce, z filiżanką uniesioną do góry. Oni wpatrywali się we mnie jak w kosmitkę  a ja wpatrywałam się w nich.
- Chwila - Tom uniósł wskazujący palec ku górze - to jesteś czy nie jesteś naszą fanką? Tak dla pewności.
Uśmiechnęłam się szczerze i usiadłam wygodnie.
- Jeżeli masz na myśli osoby, które na wasz widok wrzeszczą wniebogłosy - to nie. Jeżeli myślisz o ludziach, którzy za wszelką cenę chcą zdobyć choćby jedną nić z waszego ubrania - to też nie. Jeżeli masz na myśli, ludzi, którzy was śledzą autami, stoją pod waszym domem czy studiem - gdziekolwiek to jest - również nie. Ale jeżeli myślisz o ludziach, którzy słuchają waszej muzyki dla samej muzyki - to jak najbardziej tak. I nie ma dla mnie znaczenia jak się ubieracie, ani gdzie mieszkacie. Czy macie dwa czy pięć psów. Więc sami zdecydujcie czy należy mi się miano waszej fanki czy też nie.
Bill zakrywał usta palcami obydwu dłoni, łokcie opierając o blat baru. A Tom...,Toma znów zamurowało. No to masz babo placek, trzeba było trzymać gębę na kłódkę - pomyślałam lekko zdenerwowana.
-Nie wierzę..., po prostu nie wierzę...- wyszeptał wokalista.
- Aha. Chcesz powiedzieć, że niby nic o nas nie wiesz, że cię to nie interesuje ? - zapytał Tom podejrzliwie mrużąc oczy.
- Raczej niewiele wiem
- Daj spokój Tom...- upomniał brata Bill.
- Nie, nie dam spokoju. Chcę wiedzieć.
- Ja też bym nie wierzyła, gdybym była na waszym miejscu. - dałam do zrozumienia, że jest ok. I znów ich zaskoczyłam.
- To kiedy się urodziliśmy ? - gitarzysta zadał pierwsze pytanie.
- 01.09. Najbardziej znienawidzona data w moim kraju.
- Dlaczego ?- zainteresował się młodszy bliźniak.
- Pierwszy dzień roku szkolnego. Hip hip...nie hura, dopóki na scenie nie pojawili się panowie niemieckie marzenie Kaulitz. Od tamtej pory nikt nie zawraca sobie głowy szkołą, tylko organizuje imprezy z okazji waszego przyjścia na świat.
- Naprawdę ? - zapytali chórem.
- Tak się domyślam.
- Gdzie mieszkamy - cudni bracia zjednoczyli siły.
- W Berlinie albo Hamburgu. Nie wiem dokładnie, i w sumie nie robi mi to wielkiej różnicy. Najważniejsze, żebyście tworzyli, nawet gdyby to miało być w lesie.
Z każdą moją odpowiedzią, ich zaskoczenie przybierało na sile. Straciłam pewność czy powinnam była w ogóle  odpowiadać na ich pytania, dotarło do mnie, że właśnie zaczęłam się pogrążać...

                                                                                          CDN.....


**********************************************************************************


Mia skarbeńku Ty mój, wedle życzenia :)

Mam nadzieję, że Wam się podobało...., za wszelakie błędy przepraszam, i obiecuję je poprawić, jak mi je wytkniecie:) ;) Dobrej Nocy słoneczka moje...